Dziwny dźwięk dobiegł zza drzwi. Jakieś kółka piszczały na korytarzu.

  • Celestyn

Dziwny dźwięk dobiegł zza drzwi. Jakieś kółka piszczały na korytarzu.

16 August 2022 by Celestyn

Najprawdopodobniej stary wózek. Kimberly zmarszczyła czoło i dalej czy¬ tała akta. Jako skazany na śmierć Sanchez siedział w więzieniu San Quentin w celi wielkości dwa na trzy metry. Wykluczało to możliwość goszczenia kogoś, kto wyszedłby na wolność i zrobił coś w jego imieniu. Ale z drugiej strony niektórzy skazani spędzali nawet cztery godziny dziennie w towarzystwie innych więźniów, dźwigając ciężary, grając w rzutki i robiąc Bóg wie co jeszcze. Kimberly zagłębiła się w szczegóły życia Sancheza. Według pracowników więzienia San Quentin, więźniów klasyfikowano w dwóch kategoriach: A i B. Do kategorii A należeli ci więźniowie, którzy dobrze zasymilowali się do życia w więzieniu. Stosowali się do obowiązujących 214 zasad, nie zaczepiali strażników i robili wrażenie ludzi poddających się „programowi". Ci więźniowie mieli możliwość codziennych spotkań z innymi złote przeboje więźniami. Do kategorii B należeli tacy więźniowie, którzy nie potrafili przywyknąć do życia w celi, wypowiadali groźby pod adresem pracowników, grozili sobie nawzajem i często stosowali przemoc. Tacy więźniowie większość czasu spędzali w izolatkach, jak to określają pracownicy więzienni, lub w dziurze, jak mówią sami więźniowie. Miguel Sanchez bardzo dobrze znał tę dziurę. W jego aktach zapisano, że zaczął jako więzień kategorii B, potem się uspokoił, stan przedzawałowy objawy więc w 1997 na sześć miesięcy zaszeregowano go do kategorii A, ale wkrótce wrócił do kategorii B. Innymi słowy Miguel właściwie nie miał w więzieniu okazji do zaprzyjaźnienia się z wieloma osobami. Tymczasem fakt, że Richard Millos został zamordowany w czasie pobytu Sancheza w dziurze, oznaczał, że nawet najsroższe metody nie odebrały Sanchezowi władzy. Ten przeklęty pisk doprowadzał ją do szału. Obsługa hotelowa powinna oliwić kółka wózków. Ale coś... Cicho... Pocieszający był fakt, że znalazła wiele materiału o skazanym. Partnerstwo u psychopatów było rzeczą niezwykłą, więc Sanchez okazał się szczurem doświadczalnym dla kryminologów, którzy opisywali słynny duet zabójców. Udzielanie wywiadów z pewnością pomagało Sanchezowi jakoś przetrwać nudną egzystencję. Pozwalały mu one również na przechwałki, na ponowne przeżywanie chwały zabójcy, tym razem w ramach ćwiczeń akademickich. Kimberly dowiedziała się, że zdarzały się również mordercze pary mieszane, ale wówczas kobieta była całkowicie podporządkowana, uczestniczyła w przestępstwach raczej jako ofiara niż wspólniczka. Większość psychopatów to ludzie samotni, którzy nie potrafią współżyć z innymi, dlatego też nie odczuwają potrzeby wiązania się z kimkolwiek. Naukowcy teoretyzowali, że w tym przypadku partnerstwo opierało się ze strony Miguela na potrzebie posiadania publiczności (stanowił ją Richie), a ze strony Richiego na całkowitej uległości i pragnieniu wypełniania rozkazów. Ponadto Richie Millos autentycznie bał się swojego kuzyna. Jeden z kryminologów napisał, że Richie reprezentował skrywane homoseksualne procedura adopcyjna psa ze schroniska pragnienia Miguela. Kiedy kryminolog ten kolejny raz próbował przeprowadzić wywiad, skazany morderca zaczekał, aż zamkną ich samych w pokoju przesłuchań, po czym rzucił się na kryminologa i omal go nie udusił gołymi rękami. Do obezwładnienia Sancheza potrzebnych było czterech strażników. Miguelowi najwyraźniej nie zależało na zaszufladkowaniu do kategorii cichych homoseksualistów. Jedno było jasne. Miguel Sanchez nie był człowiekiem miłym. Kimberly znalazła w Internecie jego zdjęcie. Miał ciemne, zmierzwione włosy, które na pewno spodobałyby się Charlesowi Mansonowi. Głęboko osadzone oczy 215

Posted in: Bez kategorii Tagged: elżbieta dmoch teraz, jakich chłopaków lubią dziewczyny, elżbieta dmoch teraz,

Najczęściej czytane:

zabijać Loli, więc złamał jej kciuk. Diaza też pobito, i to nie raz.

Wiedział, jak długo trwa ból, jak bardzo potrafi osłabić i upokorzyć. Kciuk Loli, na pewno bolący, nie będzie dla niej jednak wielkim utrudnieniem. No, chyba że mowa o nożu. Diaz nie chciał okaleczać ... [Read more...]

ażony. Ciągnął za sobą Briga. Drzewa były coraz bliżej. Jakieś trzydzieści metrów. Może im się uda. Brig zebrał w sobie siły, żeby się ruszyć. Nocną ciszę rozdarł strzał. Willie upadł z jękiem. Uderzył głową o chodnik. - Nie! - krzyknął Brig. Powietrze świszczało w płucach Williego. - Nieeeeee! - Brig odwrócił się. Zobaczył Derricka na ganku. Cały dom stał w płomieniach. - Będzie dobrze - odezwał się do umierającego mężczyzny. - Tylko trzymaj się mnie. - Z ust i nosa Williego pociekła krew. Lała się też z rany w piersi. Brig chciał zatrzymać krwawienie, ale nie mógł. - Willie, trzymaj się! Willie miał szeroko otwarte oczy. Patrzył na Briga. - Brig... - wyszeptał. Z jego ust pociekła krew i ślina. - Nie mów... - Bracie. Dobrze. - Tak, Willie, dobrze. - Ona spaliła. Cassidy? O, nie, Boże, nie! - Willie... - Felicity. Spaliła Angie. Spaliła Chase’a. I ciebie.... - Nie, Willie, nie wiesz, co mówisz - wyszeptał Brig. - Nic nie mów, dobrze? Wytrzymaj. Zaraz tu będzie pomoc. O, cholera, nie! Z płuc Williego wydostał się przeraźliwy świst, a jego niebieskie oczy zaszły mgłą. - Nie! - Brig trzymał głowę przyrodniego brata, nie chcąc dopuścić do siebie oczywistej prawdy. - Nie! - Spojrzał w niebo, a potem na rozszalałe piekło, które pożerało ziemię jego brata, i zagotowało się w nim. Wściekłość wzbudziła w nim chęć zemsty. - Dorwę go - przysiągł. - Choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu. Dorwę go, Willie, i dostanie za swoje... Brig zanosił się od kaszlu, z boku leciała mu krew. Z trudem, ale zdołał się podnieść. Derrick nie ruszył się z ganku. Nie zwracał uwagi na płomienie, sięgające dachu nad jego głową i na wstrętny kłębiący się dym. Nie przejmował się, że z okien wypadają szyby. Suche jak pieprz drewno szybko się zajmowało. Ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie, pożerając wszystko, co napotkał. Kierował się w stronę stajni i szop. W pobliżu słychać było wycie syren i głośny dźwięk klaksonów. Straż pożarna. Było za późno. O wiele za późno. Derrick, wiedząc, że ma niewiele czasu, zeskoczył z ganku i wycelował strzelbę prosto w pierś Briga. - Najwyższy czas, żebyś poszedł prosto do piekła, McKenzie - wrzasnął. Dusił się, ale rozpierała go beztroska, głupia pycha. - I chcę, żebyś wiedział, że jestem dumny z tego, że to ja cię tam poślę. - Ty morderco, zabiorę cię ze sobą! - ryknął Brig. Pobiegł przed siebie. Konie rżały przeraźliwie. Zapiszczały opony. Syreny przestały wyć i wszędzie zaczęli biegać ludzie. - Ej, ty! - Stój! - Co tu się dzieje, do diabła?! O, cholera, on ma broń! Derrick nacisnął spust. Brigowi zahuczało w uszach. Zrobił jeszcze krok, ale wybuch zwalił go z nóg. Płomienie wystrzeliły w niebo, a potem opadły kaskadą iskier. Dom rozleciał się. Pozostały po nim tylko szkło, kawałki metalu i drewna, betonowe płyty. Brig czuł, że umiera. Z boku leciała mu gorąca, lepka krew. Brakowało tchu. Do płuc dostawał mu się dym, który dosięgał księżyca. Brig miał wrażenie, że zaraz pochłonie go ciemność. Dotknął karku, szukając palcami łańcuszka z medalikiem, który nosił przez lata, ale nie znalazł go. - Cassidy - wyszeptał chrapliwie. - O Boże, Cassidy. Tak mi przykro. - Zamknął oczy i zobaczył jej piękną twarz. - Kocham cię. Zawsze cię kochałem... Cassidy zaparkowała jeepa przy ogromnym wozie strażackim. Nacisnęła hamulec i z przerażeniem zobaczyła pożar i Briga. I Derricka z bronią... O Boże. - Przestań! - krzyknęła. Otworzyła drzwi i żar uderzył ją w plecy. - Brig! Pobiegł pod pień starej jabłonki. Upadł bez sił na ziemię. - Nie! - krzyknęła. - Brig, nie! - Niech się pani odsunie! Nie zwróciła uwagi na strażaka i podbiegła do Briga. Usłyszała ostatnie słowa, które zdołał z siebie wykrztusić, głośniejsze niż wycie syren. - Brig! Brig! Kocham cię! - krzyknęła i opadła przy nim na kolana. Położyła jego głowę na swoich kolanach. Pocałowała go i poczuła pot i krew. Chciała tchnąć w niego życie. - Kocham cię. Zawsze cię kochałam. Nie możesz umrzeć, cholera, nie możesz! ...

175 Jej głos zagłuszało wycie syren i warkot silnika wozu strażackiego, który stał tuż obok niej. Trzymała Briga i modliła się, żeby przeżył, bo kochała go przez całe życie. Z oczu popłynęły jej łzy, a serce ścisnęła rozpacz. - Kocham cię... o Boże, zawsze cię kochałam. Pojawili się przy nich ludzie. Strażacy, lekarze, policjanci i kobiety. Zjawiła się nawet Felicity, która wrzeszczała w rozpaczy i wołała Derricka. - Nie chciałam tego zrobić! - krzyknęła Felicity, szukając męża. Zatrzymał ją strażak. - Nie chciałam go zabić. Nie Derricka. Tylko Briga. On musi umrzeć. Jak Angie! O Boże, proszę, niech ktoś uratuje Derricka! - Niech pani tu zostanie. Zawołajcie policjanta. Jej mąż... - Raczej nie ma szans. Chyba nie żyje. - Nie! On nie może umrzeć! Nie może! O Boże, co ja zrobiłam? - wrzeszczała Felicity. - Chyba powinniśmy przeczytać tej kobiecie, jakie ma prawa. - Uratujcie go! Uratujcie Derricka. On... o Boże! Komendant straży pożarnej nie zwrócił na nią uwagi. - Niech podjedzie wóz numer dwa i zacznie gasić stajnie, trójka niech się zajmie domem. Co, u licha? Skąd tu się wziął pies? - Znaleźliśmy go zamkniętego w stajni. Wygląda na to, że ktoś mu dał narkotyki albo coś podobnego.... - Ma pani prawo milczeć... Słowa były ciężkie i niewyraźne. W głuchym ryku pożaru słychać było rżenie koni, szczekanie psa i krzyki mężczyzn. Strach ścisnął serce Cassidy. Przytuliła do siebie Briga. Jedynego mężczyznę, którego kochała. Mężczyznę, którego zostawiła... Cassidy siedziała nieruchomo. Trzymała go mocno przy sobie. - Ej, jest tutaj... - Cassidy poczuła ciężką rękę T. Johna na ramieniu. - Zobaczmy, co z nim. Podniosła głowę i spojrzała na mężczyznę, którego od dawna uważała za wroga. Zamrugała przez łzy. - Uratujcie go - błagała. - Proszę, musicie go uratować... - Chłopaki z karetki zrobią to najlepiej. - Kocham go. - Wiem, złotko. - To jest... - To też wiem. A teraz szybko. Trzeba się śpieszyć. Zanieście go do lekarza. Wstała, chociaż nie czuła nóg. Nic do niej nie docierało. Patrzyła, jak kładą Briga na noszach i niosą do karetki. - Jest w szoku. Zabierzmy ją do szpitala. Cassidy jednak strząsnęła delikatną rękę ze swojego ramienia. Nie przejmując się kłębami dymu, przeszła pomiędzy wężami lejącymi wodę na dom, który zbudował dla niej Chase. Chciała być z Brigiem. Wiedziała, że może go już nie zobaczyć żywego. Karetka odjechała na sygnale. Cassidy trzymała jego ręce w swoich dłoniach. Ich palce splotły się. Nie mogła powstrzymać łez. Patrzyła na Briga i żałowała, że nie może cofnąć czasu. - Proszę cię, Brig. Obudź się i kochaj mnie. Leżał bez ruchu. Przez bandaż, którym opatrzono mu bok, sączyła się krew. Twarz miał spoconą i brudną. Była zadrapana tam, gdzie otarł się o asfalt. Łzy spływały jej po policzkach. Karetka pruła w ciemności. Nie można jechać szybciej? Brig jest taki blady, jakby lada moment miał umrzeć. - Kocham cię. Nie waż się umierać, Brigu McKenzie - załamał jej się głos. - Przysięgam na Boga, że jeżeli umrzesz, nigdy ci nie wybaczę! Poruszył się. Nieznacznie, ale się poruszył. Na chwilę otworzył oczy i spojrzał jej prosto w twarz. - Nie mam najmniejszego zamiaru, Cass - wyszeptał. Nie mógł mówić. - Brig! - Serce Cassidy łomotało. Zacisnął rękę na jej dłoni, żeby dodać jej otuchy. Po twarzy spływały jej gorące łzy. Pochyliła się, żeby pocałować Briga w odrapany policzek. - Nie opuszczaj mnie. - Nigdy. Od tej pory będziemy zawsze razem, dziecinko. - Obiecujesz? Spojrzał jej w oczy, a potem spuścił wzrok. - Obiecuję. Epilog ... [Read more...]

Ile kalorii ma jabłko?

343

- Ten towar, który przekazywano tamtej nocy w Guadalupe, był ludzkim ciałem. - O Boże. O Boże - lekarz zamknął oczy Był trupio blady. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:

dekoracyjny słój
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 www.pensjonat.elk.pl

WordPress Theme by ThemeTaste